“Nie ma hałasu w świecie
Nie ma spokoju w Himalajach
Jedno i drugie jest w Tobie”
(Swami Satyananda Saraswati)
Po co nam odosobnienia?
Albo – ujmując temat bardziej osobiście – dlaczego regularnie udaję się na odosobnienie?
Powodów jest kilka.
Ale zacznijmy od tego, czym odosobnienie nie jest.
Nie jest ucieczką od rzeczywistości, od naszego codziennego życia, od relacji, pracy, obowiązków…no i oczywiście od siebie samego.
A oto powody:
Przebywając przez jakiś czas w ciszy i samotności (albo w skupieniu razem z małą grupą praktykujących) mogę oderwać się od codziennych zajęć, rozrywek, trosk i obowiązków po to, by zobaczyć, usłyszeć i poczuć to, z czym nie udaje mi się być w kontakcie na codzień.
Wyłączam na jakiś czas urządzenia elektroniczne, by lepiej dostroić się do tego, co wewnątrz.
Milczę, by słuchać siebie zamiast ciągle być w interakcji, rozgadaniu. Milczenie, cisza kierują do wewnątrz.
Odłączając się od nawykowych sposobów bycia mogę wyraźniej zobaczyć to, co we mnie prosi o uwagę, łka, krzyczy, szepce, zaprasza. Mogę zajrzeć głębiej.
Nie jest to komfortowe.
Zauważam, że często się przed tym wzbraniam.
Wiele obowiązków, rozrywek, zadań do wykonania odciąga mnie od słuchania, od ciszy.
Lub wpadam w bezmyślne nic-nie-robienie tylko po to, by uniknąć spotkania z sobą samą.
Nie tą, którą pokazuję innym.
Nie taką, jaką chciałabym być.
Ale tą i taką, jaką jestem naprawdę.
Z całym bogactwem cienia, mroku i światła.
Z udręczeniem, cierpieniem, złością i współczuciem, miłością, mądrością, radością.
Wszystko to, co prawdziwe pojawia się o wiele wyraźniej podczas odosobnienia.
Bo nie ma dokąd uciec….od siebie.
I zauważyłam, że takie, uczciwie odbyte, odosobnienie zbliża mnie do innych.
Czuję nasze podobieństwo na własnej skórze.
Nie jestem lepsza, wyjątkowa, wybrana.
Zmagam się z tym samym co inni.
Przywilejem jest, że mogę się nad tym zastanawiać, medytować, brać udział w odosobnieniach.
Pamiętacie? Dawno, dawno temu osoby, które czuły się wezwane na duchową ścieżkę medytowały w jaskiniach. Porzucały swoje świeckie życie i skupiały się całkowicie na praktyce.
Jednak w naszych czasach potrzebni są innego typu nauczyciele, osoby duchowe, mędrcy. Innego rodzaju odosobnienia.
Nie udajemy się do odległych jaskiń.
Nie rezygnujemy z życia tu i teraz.
Ale właśnie w jego płomieniach, łzach, pocie….odkrywamy, wykuwamy jaksinię naszej praktyki.
Uczymy się mądrości z doświadczenia.
I niesiemy te dary innym. Nie praktykujemy dla siebie.
Świat potrzebuje pilnie “jaskiniowców” – osób, które poważnie traktują praktykę duchową i zgłębianie mądrości.
Jesteśmy potrzebni tu i teraz.
A udajemy się na odosobnienie – od czasu do czasu – by sięgnąć do źródła, bardziej zanurzyć się w ciszy, by przynieść z niego dalsze potrzebne i nam i tym wokół nas dary….
Najważniejsze jest to, jak owoce odosobnienia wzbogacają życie codzienne nasze i innych. Ostatecznie bowiem nie o odosobnienie chodzi, a o ŻYCIE.
I znam parę osób, które tak wspaniale żyją, że nie potrzeba im żadnych odosobnień…ani nawet słowa “duchowość”.
Tak myślę. A jak Wy? Czy macie doświadczenie odosobnienia/ń? Czy Was to pociąga czy wręcz przeciwnie?
Piszę to, bo ponownie po długim czasie pojawiła się u mnie jakaś szansa na to doświadczenie i cieszę się.
Piszę też, bo planuję zorganizować odosobnienie w małej grupie dla Was za jakiś czas.
foto: Devon Janse van Rensburg)
5.02.2021